Lampowo – tranzystorowa technologia wyciska z tej głowy 500 Watt mocy, więc z kolumnami, które można podpiąć, możemy nią pozamiatać całkiem duże sceny. I nie przejmujmy się, że w dzisiejszych czasach prawie wszyscy grają z „uchem” – basiści to trochę inny gatunek i mamy prawo czuć wiatr w nogawkach. Oczywiście gdyby chodziło tylko o moc, nie byłoby w ogóle o czym pisać – w przypadku Little Mark 58R moc to tylko preludium do całej symfonii zalet.
Przypomnijmy, że oferta wzmacniaczy basowych o symbolu MB58R obejmuje nie tylko naszą głowę, ale także 8 modeli typu combo, opartych na tym wzmacniaczu. To, co przy tym projekcie wykonał Markbass, pozwoliło marketingowcom marki napisać: „Seria MB58R jest kolejnym przykładem tego, że jesteśmy zawsze o krok przed innymi w innowacjach używających najnowocześniejszych technologii. Po raz kolejny Marco De Virgiliis ze swoją pionierską duszą zdołał stworzyć tę nową serię produktów, które (…) naprawdę rozwiązał zagadnienie brzmienia i mocy w porównaniu z mobilnością”.
Jesteśmy zawsze o krok przed innymi w innowacjach używających najnowocześniejszych technologii
Brzmienie
Mamy tu w zasadzie to, co lubimy w Markbasie najbardziej. Totalnie hi-endowy sound, wznoszący na wyżyny brzmienia nawet średniej klasy wiosła. Dowód? Gdy podepniemy pod ten wzmak choćby Sire V7, to nagle okazuje się, że ton Richarda Bony w zasadzie jest w naszym zasięgu. Gdy podepniemy basówkę Markbass Kilimanjaro, czy tym bardziej Gloxy, mamy wrażenie znalezienia Świętego Graala. To są moje subiektywne odczucia, ale w głębinach internetu wyszukać można setki podobnych opinii.