Jest wiele metod ćwiczeń z instrumentem, ale jeśli chodzi o gitarę basową, to najważniejszym z nich wydaje się być ogrywanie t.zw. „pajączków” na gryfie z towarzyszeniem metronomu. Zaraz jednak potem jest wspaniały wynalazek XXI wieku, czyli podkłady instrumentalne z angielskiego zwane jam lub backing tracks.
Wspomniane „pajączki” to rzeczywiście nieodzowny element basowych treningów. Nie da się po prostu bez nich robić postępów w ogrywaniu gitary. Metronom to z kolei nasz strażnik poczucia rytmu i trzymania tempa, który musi wejść w krew. Po latach korzystania z tego prostego akcesorium sami stwierdzimy, że już nie zawsze musimy się nim posiłkować, bo umiemy sami trzymać niezmienni puls choćbyśmy grali a capella.
Nie sugerujcie się tym, co na ten temat mówi Jeff Berlin, który jest zwolennikiem szukania rytmu i pulsu w sobie i u towarzyszących muzyków. Według niego metronom tylko burzy nasz feeling, a mikroodstępstwa od tempa są jak najbardziej dozwolone. Te twierdzenia wywołały prawdziwą burzę w mediach społecznościowych, a prawda jak zwykle leży pewnie gdzieś po środku…
Poziom wyżej niż metronom plasują się podkłady, czyli tytułowe jam i backing tracks. Nie oznacza to, że musimy z nimi ćwiczyć dopiero po kilku latach spędzonych z metronomem, ale by mieć z nimi dobrą zabawę i w pełni korzystać z ich potencjału, powinniśmy mieć jednak zaliczoną tę metronomową podbudowę.
Oto kilka podkładów w różnych stylach, które wydały się nam najlepsze z tych najpopularniejszych. Króluje oczywiście funk.