Basiści

Rafał Borycki z zespołu Monofon: „Zrobiliśmy płytę trochę na przekór panującym dziś trendom””

O nowym projekcie Monofon, w którego skład wchodzi sekcja rytmiczna z Lao Che, zrobiło się w ostatnim czasie dość głośno za sprawą ich debiutanckiego albumu „Monomiasto”. O świeżej jak ciepłe bułeczki płycie, basie o tajemniczej nazwie Lynx oraz muzycznym „ja” z basistą Monofon – Rafałem Boryckim, rozmawiała Ilona Matuszewska.

 

Monofon powstał w 2020 roku z inicjatywy basisty Rafała Boryckiego, perkusisty Michała „Dimona” Jastrzębskiego związanych z zespołem Lao Che i gitarzysty Michała Wójcika. Do współpracy nad debiutanckim albumem muzycy zaprosili Halszkę Nabirę – instrumenty klawiszowe, kornet oraz wokalistę Jacka Szymkiewicza. Album „Monomiasto” ukazał się nakładem Mystic Production

 

W 2020r. wraz z Dimonem (Lao Che) i Michałem Wójcikiem założyliście band Monofon. „Kazaliście” nam jednak trochę poczekać na debiutancki album…

Tak, to była dosyć szalona podróż, zaczęło się bardzo niewinnie. Dimon przysłał mi partię bębnów, ot tak żebym coś podegrał. Okazało się, że wyszła z tego piosenka „Stoimy na dachu”, wysłaliśmy to do naszego kolegi Michała Wójcika, on dograł gitarę i tak powstał Monofon. Takim sposobem zrobiliśmy ok. 20 numerów, wybraliśmy finalnie 10. W międzyczasie do składu dołączył Halszka Nabira, który swoim instrumentarium (instrumenty klawiszowe, kornet) skierował muzykę w kompletnie inne rejony. Budowanie zespołu od zera jest naprawdę czymś ciężkim ale i przyjemnym. Natomiast szukanie wokalisty było wyzwaniem… Zanim pojawił się Jacek mieliśmy dwóch wokalistów jednak gdzieś nie do końca „zażarło”.

Zaczęło się bardzo niewinnie. Dimon przysłał mi partię bębnów, ot tak żebym coś podegrał. Okazało się, że wyszła z tego piosenka „Stoimy na dachu”, wysłaliśmy to do naszego kolegi Michała Wójcika, on dograł gitarę i tak powstał Monofon. Takim sposobem zrobiliśmy ok. 20 numerów, wybraliśmy finalnie 10

 

Budyń zdążył napisać teksty i nagrać swoje partie, ale niestety nie doczekał się premiery pierwszego singla. Zmarł na dzień przed planowaną premierą „Horroru”. To był dla Was trudny czas, z jednej strony śmierć kolegi, z drugiej trzeba jednak dopiąć wszelkie sprawy związane z materiałem. Czy w tej trudnej sytuacji nie pojawiła się ta myśl, aby jednak odpuścić?

Po śmierci Jacka przez jakiś czas nie padało pytanie „co dalej”. Dopiero po rozmowie Dimona z żoną Jacka postanowiliśmy wydać ten materiał, ale przesunąć premierę o kilka miesięcy. To była trudna decyzja ale z jednej strony było to nasze „dziecko”, a z drugiej ostatnia rzecz, którą Jacek napisał i zaśpiewał, więc płyta nie mogła trafić do szuflady.

 

 

Z Dimonem przygotowaliście całą muzykę na album „Monomiasto”. Przez ponad 20 lat tworzyliście zgrany team w Lao Che. Nie obawiałeś się, że Monofon przesiąknie klimatem Lao? Zawsze jakieś tam naleciałości przenikają do nowych projektów, a potem pojawiają się komentarze „znawców”: podróbka, nie mają co robić, to tworzą projekt – kalkę…

Jak już wspomniałem wcześniej muzykę zrobiliśmy we czwórkę – Dimon, Wójcik, Nabira, Borycki, ale oczywiście sekcja rytmiczna jest z Lao :) Nie miałem takich obaw. Oczywiście, mamy jakiś własny styl wypracowany przez 20 lat w Lao ale z drugiej strony mamy nowych kompanów, od których się uczysz i którzy napędzają. To jest bardzo proste, zrobiliśmy płytę tak jak czujemy, na resztę nie mamy wpływu wiec i obawy się nie pojawiają.

 

Nagrywaliście analogowo?

Założenie było takie, że zrobimy płytę trochę na przekór panującym dziś trendom. Bębny nagrywaliśmy w taśmę w studio Tall Pine, resztę instrumentów w studio Diamentowy Pies. Dzięki uprzejmości „Woodys Backline” mieliśmy do dyspozycji analogowe instrumenty, a nad przebiegiem nagrań czuwał Damian Pielka z swoim arsenałem zabawek. To był naprawdę wielki plac zabaw, hehe.

 

„Monomiasto” miało premierę kilka dni temu, a już zbiera bardzo pochlebne recenzje. Jesteście w 100% zadowoleni z tego materiału? Spełniliście się?

Nagraliśmy debiutancką płytę, na wymarzonym sprzęcie. Płyta ma fajne recenzje i pod tym względem jesteśmy spełnieni. Oczywiście dziś bym parę rzeczy zmienił ale na tamten czas było idealnie.

 

Dimon w którymś z wywiadów powiedział, że „Monomiasto” ten jest w pewnym sensie albumem terapeutycznym. Też tak myślisz? Zbudowałeś w nim swój świat, wykrzyczałeś muzycznie wszelkie „ale”?

Samo postawienie nowego zespołu, nagranie płyty z nowymi ludźmi było wyzwaniem, pewną formą terapii po Lao Che. Swoje muzyczne „ale” zostawiam sobie na solową płytę, nad którą pracuję od jakiegoś czasu.

Nagranie płyty z nowymi ludźmi było wyzwaniem, pewną formą terapii po Lao Che

 

A jakie plany na przyszłość? Myślicie o koncertowaniu, poszukiwaniu godnego zastępcy Budynia?

Bardzo byśmy chcieli zagrać jakieś koncerty z Monofon, zadanie jest trudne ale nie niemożliwe. Mamy pewien plan ale musimy go przetestować najpierw we własnym kręgu.

fot. Michał Wójcik

 

Nie mogę nie zapytać o Lao Che. Na pewno odpowiadałeś już setki razy na pytanie dlaczego zawiesiliście działalność. Zapytam może jednak inaczej, nie jest Ci tak po prostu, po ludzku szkoda? Na koncerty Lao przychodziły zawsze setki osób. Zespół ten dawał ogromnego kopa, jego twórczość pojawiała się w życiu wielu osób, aż tu nagle 2019 – koniec. Trasa pożegnalna, jak najbardziej, ale lekki żal i smutek (przynajmniej z mojej perspektywy, ale i wielu fanów) pozostał.

Oczywiście jest szkoda tego wszystkiego, to było 20 lat świetnej zabawy, czasami trudnej ale jednak zabawy w muzykę. Mamy teraz nowe rozdanie, nowy rozdział więc skupiam się na tym co „z przodu”.

Oczywiście jest szkoda tego wszystkiego, to było 20 lat świetnej zabawy, czasami trudnej ale jednak zabawy w muzykę. Mamy teraz nowe rozdanie, nowy rozdział więc skupiam się na tym co „z przodu”

 

Myślisz, że jest jeszcze chociaż cień szansy na nawet chwilową reaktywację Lao Che?

Myślę, że na ten moment nie ma opcji, wszyscy jesteśmy zaangażowani w swoje rzeczy. Spięty ma swój projekt, chłopaki postawili Nangę z Magdą Dubrowską na wokalu, która też zaśpiewała na płycie Monofonu no i my mamy premierę. Oczywiście daliśmy sobie pewien margines w postaci słowa „zawieszenie” ale na ten czas skierowaliśmy energię w inne rejony.

 

Skoro jesteśmy w magazynie Top Bass proszę przybliż czytelnikom na jakich basóweczkach grasz. Modele – i dlaczego właśnie takie wybrałeś, co Ci w nich „siedzi”.

Jeśli chodzi o basówki, to jestem tradycjonalistą. Jak prawie każdy basista zatoczyłem koło i po moich przygodach z Musicman-ami, Spectorami itd. wylądowałem z Fenderem Jazz bass z 71 i Fenderem Precision bass z 74. To jest klasyka. która zawsze znajdzie swoje miejsce w miksie czy to studyjnym czy koncertowym. Na płycie Monofonu używałem też Hofnera oraz Defil Mambo Bass. Ostatnio wraz z moimi przyjaciółmi z warsztatu gitarowego Silent Scream zbudowaliśmy – oni zbudowali oczywiście – bas wg mojej specyfikacji, zwie się Lynx i jest przepiękny a brzmi tak jak wygląda, czyli bosko.

Na płycie Monofonu używałem też Hofnera oraz Defil Mambo Bass. Ostatnio wraz z moimi przyjaciółmi z warsztatu gitarowego Silent Scream zbudowaliśmy – oni zbudowali oczywiście – bas wg mojej specyfikacji, zwie się Lynx i jest przepiękny a brzmi tak jak wygląda, czyli bosko

 

A czy coś tam upgrejdujesz w basówkach?

Oczywiście z racji wieku moje basy wymagały kilku napraw lutniczych i przeglądów ale generalnie nie grzebie, nie poprawiam bo popsuję…

 

A jakich wzmacniaczy używasz?

Na płycie „Monomiasto” miałem do dyspozycji dzięki uprzejmości Damiana Pielki oraz Adama Stępnia ampegi b15N i b25b, które z moimi basami brzmiały pięknie. Przez długi lata grałem na wzmacniaczach Gallien Krueger, Ashdown, Ampeg ale wraz z przestawieniem się Lao che na tzw. „cichą scenę” postawiłem na helixa lt plus słuchawki, jeśli natomiast przyjdzie zagrać z Monofonem jakiś koncert chętnie zbuduję sobie nowy zestaw.

 

Na koniec powiedz proszę czego mogę Ci życzyć w tym momencie w jakim jesteś?
I oczywiście życzę tego z całego serca…

W zasadzie wszystko dobrze się kręci, zrobiłem z zespołem płytę, zdrowie dopisuje, rozpoznaję ludzi z 10 metrów. Może wytrwałości w kolejnej produkcji?

 

Tego zatem życzę i dziękuję za rozmowę.

 

Show More

Maciej Warda | TopBass.pl

– polski muzyk, basista, gitarzysta, redaktor. W zespole Farba od 2002 roku. Wcześniej od roku 1996 basista zespołu DzieńDobry Jacka Siciarka. Ukończył studia na wydziale biologii, geografii i oceanologii Uniwersytetu Gdańskiego z tytułem magistra geografii. W piśmie TopGuitar odpowiada za dział testów, wywiady oraz tematy związane z gitarą basową. Od 2010 roku redaktor prowadzący specjalnego dodatku TopBass oraz portalu TopBass.pl. Jest mężem pisarki Małgorzaty Wardy.

Powiązane artykuły

Back to top button

Wykryliśmy, że blokujesz reklamy

Prosimy - wyłącz blokowanie. Dzięki wyświetlanym reklamom możesz czytać artykuły na stronie bez żadnych opłat.