Doczekaliśmy się w końcu czwartej generacji wzmacniaczy Markbass. Wiemy już, że poprzednie konstrukcje, czy to Micro, czy Little, czy Vintage, to było w zasadzie pasmo sukcesów – fenomenalny sound, modny design, najwyższa jakość wykonania… Wymieniać można by długo, ale mamy koniec roku 2021 i przed nami wreszcie nowe wcielenie legendy. Przed nami zupełnie nowy Markbass Little Mark czwartej generacji.
Największą niespodzianką w Little Mark IV jest zniknięcie nieśmiertelnych wydawać by się mogło filtrów VLE i VPF i zastąpienie ich dolnoprzepustowym filtrem Old School odcinającym wysokie częstotliwości, który po raz pierwszy pojawił się chyba we wzmacniaczach sygnowanych przez Marcusa Millera. Druga nowość nawiązuje kolei do układu dostępnego w modelu Little Mark Vintage, ale trochę się od niego różni. Mowa tu o 3-pozycyjnym przełączniku z dwoma różnymi presetami korekcji. W naszym modelu mamy do wyboru Flat, czyli barwa wyzerowana i odpowiednia do testowania basówek, czy kolumn głośnikowych oraz Scooped, czyli mocno podcięty środek przy jednoczesnym podbiciu góry i dołu pasma
Powinniśmy nieco przestawić myślenie wraz z nastaniem IV generacji wzmacniaczy Markbass. Jak by to ujął Jacek Bartosiak, powinniśmy zmienić nasze mapy mentalne związane z oczekiwaniami od Markbassa. Nie dotyczy to oczywiście najwyższej klasy wykonania, jakości sygnału jaki oferuje, czy designu, ale jego charakteru, temperatury i temperamentu. Nazwałbym to chwilą oddechu po zadyszce, albo jeszcze lepiej, równowaga ducha i materii po latach ekspansji i ofensywy.