
Markbass, znany nigdyś z produkcji wysokiej jakości wzmacniaczy basowych, od kilku lat rozwija również linię gitar basowych, które spełniają najwyższe standardy jeśli chodzi o wygodę gry, komfort ale też brzmienie. I w zasadzie o tym będzie ta recenzja, bo tytułowy instrument wpisuje się we wszystkie te walory.
Markbass Gloxy Passive to starannie zaprojektowany instrument, który łączy klasyczny, nieco oldschollowy wygląd z nowoczesnym wykonaniem. Na korpus wykorzystano drewno olchowe, co wraz z klonową szyjką stanowi absolutny standard w gitarach basowych, wyznaczony dekady temu przez Leo Fendera. Bas zaprojektowano w tradycyjnym stylu P (precision) i zastosowano niezawodne połączenie gryfu z „body” typu bolt-on (przykręcane śrubami). Sam gryf charakteryzuje się wygodnym profilem „Comfort C”, co, jak sama nazwa mówi, zapewnia komfortowe użytkowanie. Również klonowa podstrunnica ozdobiona jest blokowymi markerami oraz stylowym bindingiem. Jej 34-calowa menzura, 20 progów (to sygnał, że Gloxy Passive nie jest dla shredderów, choć spokojnie nadaje się do tappingu i trzydziestek dwójek) i szerokość siodełka wynosząca 45 mm zapewniają – będę się powtarzał – wygodę i precyzję gry.
Przyznaję, że po idealnym ustawieniu poprzednio testowanego basu Gloxy Metallic Yellow i jego ultra wygodzie, nie spodziewałem się tu jeszcze większych „fajerwerków” ergonomicznych. No i miałem rację, bo ten bas nie przewyższa go w „grywalności” ale… mu dorównuje, co już jest nie lada osiągnięciem i przyczyną deklasacji większości konkurencji.