Wydarzenia
Gilad Atzmon Trio w Teatrze BOTO – spotkanie trzech muzycznych światów
Koncert tria Gilad Atzmon – Piotr Lemańczyk – Adam Golicki w sopockim Teatrze BOTO był pokazem spójnej interakcji, mistrzowskiego rzemiosła i szerokiego spektrum stylistycznego. Artyści wykonali zarówno klasyczne standardy jazzowe, jak i autorskie kompozycje Atzmona, łącząc liryzm, ekspresję i przemyślaną narrację improwizacyjną.
W sopockim Teatrze BOTO odbył się koncert, który potwierdził, że jazz wciąż potrafi być rozmową — intensywną, żywą i pełną niespodzianek. Na scenie spotkali się Gilad Atzmon (saksofon, klarnet), Piotr Lemańczyk (kontrabas) i Adam Golicki (perkusja) – trójka artystów o odmiennych temperamentach, ale wspólnym języku muzycznej wrażliwości.
Ten koncert nie był klasycznym jam session ani okazją do wirtuozerskich pojedynków. Był dobrze przemyślaną narracją – od liryzmu po ekspresję, od ciszy po rytmiczne eksplozje.
Gilad Atzmon – saksofon, który opowiada historie
Atzmon, znany z bezkompromisowych wypowiedzi i równie odważnych improwizacji, zaprezentował szerokie spektrum emocji – od subtelnego frazowania po ekspresyjne, niemal teatralne gesty. W jego grze słychać było zarówno echa tradycji nowojorskiego jazzu, jak i charakterystyczny, bliskowschodni idiom melodyczny, który od lat stanowi jego znak rozpoznawczy.
W programie znalazły się dwie autorskie kompozycje: „Gaza Mon Amour”, utwór o dramatycznym, refleksyjnym charakterze, będący muzycznym komentarzem do wydarzeń w Strefie Gazy, oraz „The Burning Bush” – ironiczny, rytmicznie niepokorny dialog z rzeczywistością polityczną. Atzmon z humorem wspominał, że napisał go „w czasach, gdy Bush wydawał się najgłupszym prezydentem świata – zanim pojawił się Trump”.
Te fragmenty, utrzymane w jego typowym stylu łączenia muzyki i ironii, kontrastowały z interpretacjami klasycznych standardów. W „You Don’t Know What Love Is” Cheta Bakera saksofonista sięgnął po głęboki, aksamitny ton, a w „In a Sentimental Mood” Duke’a Ellingtona – po delikatną śpiewność, budując klimat niemal kameralny.
Piotr Lemańczyk – siła spokoju i precyzji
Dla znawców jazzu i kontrabasu nazwisko Piotra Lemańczyka nie wymaga przedstawienia. Od lat uznawany za jednego z najważniejszych polskich kontrabasistów, także tym razem potwierdził swój status muzyka o niepodrabialnym brzmieniu i wyjątkowej kulturze dźwięku.
Jego gra stanowiła centralny punkt odniesienia całego tria – to na jego groove, puls i harmoniczne ramy reagowali pozostali muzycy. Lemańczyk potrafi budować przestrzeń bez nadmiaru dźwięków, a jednocześnie prowadzić narrację z energią i świadomością formy.
W jego solowych fragmentach – szczególnie w „Caravan” Ellingtona i „Tin Tin Deo” Gillespiego – pojawiały się momenty imponującej precyzji rytmicznej i doskonałego wyczucia dynamiki. Jego frazowanie pozostaje wyważone, a sposób, w jaki operuje artykulacją, zdradza ogromne doświadczenie i instynkt zespołowy.
Nie próbował dominować sceny – ale gdy wchodził w dialog z saksofonem Atzmona, to właśnie kontrabas nadawał wypowiedziom strukturę i sens.
Adam Golicki – subtelność i puls
Adam Golicki, jeden z najbardziej wszechstronnych perkusistów polskiej sceny jazzowej, w tym składzie pełnił rolę mistrza niuansu. Jego gra była dynamiczna, ale nie agresywna; podporządkowana formie, a jednocześnie niezwykle komunikatywna.
Golicki z łatwością przechodził od szczotkowych faktur do wyrazistych akcentów, tworząc zróżnicowaną, pełną oddechu warstwę rytmiczną. W jego improwizacjach było miejsce na odwagę, ale też na przestrzeń dla pozostałych muzyków. To właśnie dzięki takiemu podejściu trio zachowało równowagę – nikt nie zagłuszał nikogo, a każdy miał moment, by wybrzmieć.
Standardy i interpretacje
Program koncertu łączył klasykę z autorską refleksją. Obok wspomnianych kompozycji Atzmona usłyszeliśmy interpretacje takich utworów jak „You Don’t Know What Love Is” (Chet Baker), „Bridge Over Troubled Waters” (Simon & Garfunkel), „In a Sentimental Mood” i „Caravan” (Duke Ellington), „Tin Tin Deo” (Dizzy Gillespie) czy kompozycje Charliego Parkera.
Zestawienie tych pozycji pokazało szerokie spektrum stylistyczne tria – od lirycznego modern jazzu po klasyczny bebop, z elementami latin i ballady. Każdy z muzyków wnosił coś swojego, a wspólna narracja brzmiała spójnie, mimo różnorodnych źródeł inspiracji.
Podsumowanie
Koncert w Teatrze BOTO był spotkaniem trzech artystów, którzy nie potrzebują potwierdzać swojego poziomu – raczej wykorzystują scenę do dialogu, eksperymentu i wspólnego poszukiwania brzmienia.
To wieczór, który potwierdził, że jazz pozostaje muzyką interakcji – a jeśli miałby dziś brzmieć tak, jak tamtego wieczoru w Sopocie, jego przyszłość wygląda bardzo dobrze.





